Polityka prowadzona przez państwa tzw. zachodu wobec reszty świat opiera się albo na bardzo dużej dozie złej woli albo konkretnym i partykularnym interesie, albowiem w każdym z tych przypadków człowiek znajduje się zawsze na ostatnim miejscu. Kiedy tworzono dzisiejsze państwo Mali, Francuska Afryka Zachodnia obejmowała obszar od wybrzeża Atlantyku aż po Niger w głębi Sahary. Podczas dekolonizacji wycięto z niego 8 niepodległych państw: Senegal, Mauretanię, Sudan Francuski (obecnie Mali), Gwineę, Wybrzeże Kości Słoniowej, Górną Woltę (obecnie Burkina Faso), Dahomej (obecnie Benin) i Niger. Granice oparte zostały na naturalnych przeszkodach, a tam gdzie ich nie było narysowane od linijki, najczęściej wzdłuż określonego południka bądź równoleżnika.
I tak w obszarze Republiki Mali znalazły się tereny zamieszkane zarówno przez ludność murzyńską posługującą się językiem bambara (około 80% mieszkańców) i koczownicze plemiona tuareskie oraz osiadłą głównie w miastach saharyjskiej północy ludność arabskojęzyczną. Większość populacji zamieszkuje jednak południowe sawanny nad wielkimi rzekami Senegalem i Nigrem i tam też znajduje się stolica kraju, Bamako. Władza należy oczywiście do większości i w tym przypadku również tradycji stało się zadość.
Z początkiem XXI wieku nasiliły się w kraju wystąpienia zbrojne, których przyczyną były fatalne warunki życia wśród malijskich i nigryjskich nomadów. Dekolonizacja nie przyniosła im poprawy warunków życia, Turaegowie wciąż żyli w ubóstwie, będąc dyskryminowani przez kolejne rządy i bez skrupułów izolowani od władzy. Konflikt tlił się dłuższy czas aż do ponownej eskalacji w roku 2009 i 2012, która doprowadziła do ogłoszenia niepodległości przez północną część kraju. Azawad nie został jednak uznany na arenie międzynarodowej a władze w Bamako przy poparciu afro-francuskiej koalicji przystąpiły do ofensywy na Saharze.
W tym znaczącym momencie do gry włączyła się tzw. Al-Kaida, cały czas obecna na pustynnych terenach Algierii, Libii, Sudanu, Nigru czy Mali. Dżihadyści opowiedzieli się po stronie Azawadu, a Tuaregowie – chcąc, nie chcąc, przyjęli zaofiarowaną pomoc. Odniesione zwycięstwo nie zdało się na nic, pod koniec czerwca 2012 w Azawadzie doszło do wojny, w wyniku której islamscy radykałowie pokonali Tuaregów i wypędzili ich z głównych miast. W krótkim czasie Al-Kaida Islamskiego Maghrebu, Ruch na Rzecz Jedności i Dżihadu w Afryce Zachodniej i Ansar ad-Din przejęły kontrolę nad całym Azawadem, zaprowadzając tam własne porządki i prawo opierające się na szariacie.
Co ważne, osamotnieni i najbardziej poszkodowani w całej tej sytuacji Tuaregowie wielokrotnie wzywali świat do uznania ich żądań samostanowienia lub przynajmniej szerokiej autonomii w granicach Mali. Jako pierwsi zgłosili chęć do walki przeciw ekstremistycznym ugrupowaniom islamskim, aby tego jednak dokonać potrzebują wsparcia ze strony społeczności międzynarodowej, jak dotąd spotykając się tylko z niechęcią. Wobec tak przedstawionych faktów nasuwa się jedno, zasadnicze pytanie. O co chodzi w tej całej wojnie z terroryzmem?