Minęło kilka dni od czasu, kiedy wyspy zmagały się z tropikalnym sztormem, a nad Kanary powróciło słońce. W ciągu kilku godzin temperatura osiągnęła 35°C, nadchodzi „złota polska jesień”, idelny czas dla wielbicieli upałów.
O skali kataklizmu jaki przeżyli mieszkańcy świadczyć może to, że tylko w ciągu godziny w Santa Cruz de Tenerife spadło 156 litrów deszczu. Służby miejskie i straż pożarna otrzymały ponad 500 zgłoszeń dotyczących przypadków zalania, uszkodzeń lub poniesionych przez wzburzone wody samochodów. Drogi i tunele w centrum miasta zostały zamknięte a lokalny operator TITSA zawiesił wszystkie kursy autobusowe. Jedna osoba zmarła w wyniku ataku serca, kiedy samochód którym podróżowała został porwany przez rwącą wodę w górnej części miasta. Trasa TF24 przez równinę Las Canadas pod wierzchołkiem El Teide jest zablokowana, ogromny blok kamienny oderwał się w górze zbocza i runął w dół powodując prawdziwą lawinę.
W wyniku uderzenia pioruna zapalił się stojący w porcie w Santa Cruz kuter rybacki. Dwóch rybaków z poparzeniami i objawami zaczadzenia przetransportowano do szpitala. Od czasu kiedy rozpoczęto notować meteorologiczne pomiary, była to druga największa ulewa w historii. Obecnie służby meteorologiczne wznowiły apele o budowę radaru meteorologicznego dla Teneryfy. Wyspy kilka razy do roku nawiedzają tropikalne burze, niewielkie cyklony w których wiatr wieje z prędkością do 120 km/h. Towarzyszące im zazwyczaj ulewne opady w szybkim tempie wypełniają wszelkie wklęsłości, po chwili tworzy się już rzeczka, która w wielkim pędzie zaczyna torować sobie drogę na dół, zbierając kolejne dopływy. Gwałtowne deszcze w górzystym terenie powodują naprawdę poważne zniszczenia, podczas najbardziej tragicznej powodzi z 2002 roku życie straciło 8 osób.